Zack Snyder w Krainie Czarów

Data:
Ocena recenzenta: 5/10

Zack Snyder jest osobą znaną bywalcom kina – to w końcu reżyser takich filmów jak „300” czy „Strażnicy”. I choć jego „dzieła” wypełniają generalnie niszę pustych, nastawionych na akcję produkcji, to zyskał on miano reżysera dużo bardziej kreatywnego, niż np. Michael Bay (odpowiedzialny m.in. za Transformers). Snyder jest mistrzem stylizacji swoich filmów; każdy z nich ma charakterystyczny styl. Przy „300” i „Strażnikach” starał się oddać klimat komiksów, na podstawie których zostały zrobione – i wyszło mu to świetnie. Jego dotychczasowe filmy miały jednak jeden wspólny mianownik – opierały się na komiksach, filmach czy książkach. „Sucker Punch” to pierwszy w pełni autorski projekt, w którym mógł puścić wodze fantazji w stu procentach.

Mógł, i tak też zrobił. Baby Doll (Emily Browning) to młoda dziewczyna, która traci matkę i wraz z siostrą przechodzi pod opiekę znęcającego się nad nimi ojczyma. Jej próba ucieczki kończy się niepowodzeniem, zostaje uznana za niepoczytalną i trafia do zakładu dla psychicznie chorych. Za 5 dni czeką ją zabieg lobotomii – nie chcąc do tego dopuścić, przechodzi w świat swojej wyobraźni i układa plan ucieczki. Wraz z czterema innymi chorymi dziewczynami musi zdobyć cztery różne przedmioty, z których każdy każdy znajdujący się w innej rzeczywistości.

To właśnie te wyimaginowane światy miały stanowić o sile filmu. Zamiast skupiać się na jednym motywie, Zack Snyder postanowił poprowadzić akcję w – oczywiście lekko „dopieszczonych” – realiach feudalnej Japonii, I Wojny Światowej, zamku rodem z powieści fantasy i wreszcie science-fiction. Dzięki temu „Sucker Punch” ustawicznie karmi widza świeżymi sceneriami czy unikatowymi przeciwnikami. W tle usłyszymy natomiast idealnie dograną muzykę – sprawia to w pewnych momentach wrażenie bardzo kosztownego teledysku. Reżyser przyzwyczaił nas jednak do ciekawego operowania ścieżką dźwiękową (np. przy „300”). Dzięki temu większość potyczek jest okraszona odpowiednią dawką rockowych nagrań. Dodajmy do tego pięć skąpo ubranych, ale „uzbrojonych po zęby”, młodych dziewczyn – i mamy przepis na świetny film akcji. Czy może grę komputerową?

Sedno problemu „Sucker Punch” tkwi właśnie w przeładowaniu tej produkcji „efekciarskimi” zabiegami. To naprawdę wygląda tak, jakby Zack Snyder przez kilka lat gromadził zupełnie niezwiązane ze sobą pomysły i postanowił wrzucić je do jednego kotła, nie bacząc zbytnio, czy wyjdzie z tego dobry film. Co mi utkwiło w pamięci po wyjściu z kina? Pojedynek głównej bohaterki z potężnymi samurajami. Tak, dzięki efektom specjalnym ich animacja jest perfekcyjna; tak, otoczenie zostało idealnie wymodelowane; tak, mocna muzyka została idealnie zgrana z montażem. Całość daje piorunujący efekt – ale dlaczego nie przypominam sobie autentycznych dialogów czy świetnej gry aktorskiej?

„Sucker Punch” to film dla młodej generacji, dla ludzi, którzy grają w gry komputerowe, dla których filmy pokroju „Avatara” to nie ciekawa nowalijka, ale „chleb powszedni”. Jest pięknie opakowane, ale wciąż oferuje tylko i wyłącznie pustą rozrywkę. Widzowie będą oglądać ten film z szeroko otwartymi oczami, zajadając popcorn, ale po zapaleniu się świateł powiedzą jedynie „no, było super” i wyjdą z kina, zapominając, że widzieli film za 80 milionów dolarów.

Takie produkcje też są potrzebne, bo kino ma w końcu oferować rozrywkę. I cieszę się, że chodzi po świecie osoba, która mogła wejść do swojej własnej krainy czarów i zrealizować własne wizje na dużym ekranie; cieszę się, że technologia tworzenia (bo o kręceniu nie może być już tu mowy) poszła na tyle do przodu, że takie narzędzia są dostępne. „Sucker Punch” to krzyżówka „Władcy Pierścieni”, „Kill Billa”, „Matrixa”, „Incepcji”, czy filmów anime. Krzyżówka ciekawa, wbijająca momentami w fotel, ale niestety nie oferująca zbyt wiele poza wybuchami i dziewczynami w krótkich spódniczkach. Z drugiej strony, nie sili się chyba na coś więcej, co jest dużym plusem dla Snydera.

Zwiastun:

Jak dobrze przeczytać recenzję, która nie miesza "Sucker Punch" z błotem. Wg metacritic zachodnia prasa przyznała tej produkcji uśredniając ocenę rzędu 36/100. Kiedy to jest po prostu uczta dla oczu z całkiem ciekawym scenariuszem. Wszystko jest kwestią oczekiwań, ale przecież trailer nie ukrywał tego, czym miał być i faktycznie był "Sucker Punch".

Trailer filmu naprawdę fajny. Chociaż przypuszczam, że jest w tym przypadku podobnie jak z 300. To co najciekawsze upakowano w kilkuminutowym filmiku, a sam film w kinie dłuży się niemiłosiernie i przynudza.

Chociaż przynajmniej 300 zawdzięczamy mema z "This is Saprta!!!". :D

Ja mangę, anime iogólnie japońską fantastykę postawiłabym tu wręcz na pierwszym miejscu listy inspiracji.

Dodaj komentarz